Żurawie są nieprzewidywalne

Tak się przyjemnie składa, że moją podróż do pracy urozmaicają cieszące oko widoki – trochę lasu i trochę przestrzeni. Niby nic nadzwyczajnego ale przynajmniej człowiek gdy wraca do domu nad ranem nie zasypia za kierownicą. Od paru lat niezmienną atrakcją, przynajmniej dla mnie, są dwa żurawie, które najwyraźniej upodobały sobie ten teren. Nie wiem co rośnie na polach ale te dwa olbrzymie ptaki stołują się na nich codziennie. Zawsze punktualne jak w zegarku.
Pomyślałem, że wartoby zrobić jakieś zdjęcia dla potomności ale niestety w przypadku żurawi sprawa nie jest prosta. One są strasznie płochliwe. Żeby do nich podejść trzeba było wielu podchodów. Uprzedzam, że zdjęcia nie są najwyższej jakości. To co tu prezentuję, zostało zrobione Canonem A-95, który nie jest najgorszy w swojej klasie ale 3x zoom optyczny i 12x zoom cyfrowy mówią same za siebie. Te zdjęcia niestety nie mogły być lepsze.

Za pierwszym razem, cóż.. wyjątkowo opowiem o tym na końcu. Za drugim razem miałem już opracowany sposób. Póki ptaki spokojnie sobie jadły, szedłem powoli w ich kierunku. Gdy tylko podnosiły głowy, zastygałem w bezruchu i czekałem aż znów zaczną jeść. Ta sztuka udała mi się kilka razy.

cranes, żurawie

unpredictable-cranes-2

cranes, żurawie

cranes, żurawie

cranes, żurawie

cranes, żurawie

cranes, żurawie

Tutaj widać wyraźnie, że były już zaniepokojone. W chwilę później nastąpiła ucieczka.

cranes, żurawie

Taki był koniec mojej drugiej sesji z żurawiami ale któregoś dnia los znów się do mnie uśmiechnął. Wracając nad ranem zobaczyłem je na polu po drugiej stronie od miejsca, w którym fotografowałem je za drugim razem. Zatrzymałem auto i brnąc po kostki w błocie (w nocy padało więc na polu było nieciekawie) udało mi się dotrzeć na wzniesienie ale zrobiłem raptem trzy fotografie i ptaki znów odleciały.

cranes, żurawie

cranes, żurawie

cranes, żurawie

To był mój ostatni epizod z fotografowaniem żurawi.
Ale obiecałem historię mrożącą krew w żyłach. Moja pierwsza sesja z tymi olbrzymami nie była przyjemna. Goniłem się z tymi ptakami między jednym a drugim polem. Gdy odleciały, wsiadłem w auto i pojechałem za nimi. Obiecałem sobie, że nie wrócę do domu bez zdjęć. Niestety ptaki poleciały w rejon, w który ciężko się było dostać. Byłem jednak zdeterminowany i wobec powyższego zaliczyłem istny Camel Trophy z przeszkodami. Uświniłem całe auto i mały włos nie ugrzązłem w błocie na dobre a ptaki i tak mi zwiały. Pomijam już fakt jak wyglądałem brodząc po polu (dzień wcześniej znów była pora deszczowa :] ). Nie pozostało mi nic innego jak powrót do domu. Fotografowania miałem już dość na jeden dzień. Jadąc pomiędzy jakimiś chaszczami zarysowałem w paru miejscach lakier (pełen zachwyt :) )ale najgorsze dopiero miało nadejść. Jak tylko wyjechałem na prostą drogę moja kierownica zaczęła drżeć. Pomyślałem sobie, że rozwaliłem na tych dziurach amortyzator. Na szczęście gdy wróciłem do domu okazało się, że to nie to ale i tak czekała mnie wizyta u mechanika. Zapłaciłem 40 zł za wyważenie wszystkich 4 kół w aucie, do których poprzylepiało się błoto. To była najdroższa z moich sesji zdjęciowych a najbardziej irytujący był fakt, że nie miałem z niej żadnych zdjęć. Obecnie podziwiam żurawie z daleka. Czekam na zastrzyk gotówki i zamierzam kupić lepszy (czyli brzydki jak by to powiedziała moja przyjaciółka ;) ) aparat. Wtedy znów wyruszę na bezkrwawe łowy.